Uprawa ziemniaka z roku na rok zyskuje w Polsce na znaczeniu. Młode, polskie ziemniaki jemy wiosną, ale to właśnie z początkiem września na dobre rozpoczęły się wykopki. Na Warmii i Mazurach to szczyt prac.
Na polach praca wre, maszyny pracują całą dobę. To zupełnie inne wykopki niż kiedyś. Pracę rąk w dużym stopniu zastępują maszyny:
– Dzisiaj mamy do czynienia z w pełni zautomatyzowaną produkcją. Nie jest ona dużo bardziej skomplikowana niż produkcja zbóż. Oczywiście trzeba zaopatrzyć się w odpowiedni sprzęt i dopilnować technologii. Podstawą są oczywiście zdrowe sadzeniaki – mówi Tomasz Bieńkowski, prezes Polskiej Federacji Ziemniaka.
Wykopane ziemniaki jeszcze na polu są wstępnie przebierane. Później trafiają do sortowni. Tam są oczyszczane z piachu, kamieni i dzielone – większe do konsumpcji, a mniejsze do sadzenia. Ten sezon był trudny z powodu suszy. Choć są miejsca gdzie udaje się zebrać 30 ton z hektara, to skutki braku wody są widoczne. Rok temu rekordziści osiągali z hektara 10 ton więcej.
Każdy ziemniak jest na wagę złota, bo każdy to pieniądz. Z powodu mniejszych zbiorów w tym roku nawet bardzo. Te do sadzenia kosztują około 2 zł za kilogram. Jadalne na razie złotówkę, ale wiosną może być to nawet dwa razy tyle.
– Są odmiany, które nieźle radzą sobie z suszą. Natomiast, jeśli ktoś ma możliwość nawadniania, to tutaj perspektywy są bardzo ciekawe i można uzyskiwać dochody powyżej 10 tys. złotych z hektara – zauważa Tomasz Bieńkowski.
Jak mówił Jan Krzysztof Ardanowski, minister rolnictwa i rozwoju wsi, podczas XXVI Krajowych Dni Ziemniaka, które w tym roku odbyły się w Nidzicy, „ziemniaki mogą być naszą siłą”. By ułatwić im powrót na polskie pola i stoły, resort rolnictwa realizuje Program dla Polskiego Ziemniaka. Zapotrzebowanie na niego cały czas rośnie, także w przemyśle.
– W tym roku znakomite wyniki finansowe uzyskują firmy zajmujące się przerobem ziemniaków skrobiowych. To może być również bardzo ważny dla rolników przynoszący dochody kierunek działalności – mówi Jan Krzysztof Ardanowski.