Rok 2020 w rolnictwie? Rok koronawirusa…

Mniej więcej rok temu po raz pierwszy usłyszeliśmy o koronawirusie. W marcu, gdy po raz pierwszy zamykano gospodarkę większość rolników uważało, że to choroba miejska i nie będzie miała wpływu na życie wsi. Nic bardziej mylnego.

Ekonomiści mówią otwarcie: powrót, do tego co było jest niemożliwy.

Pierwsze przypadki zachorowania na COVID-19 pojawiły się w Polsce w marcu. Pierwsze kłopoty – także rolnicze – także w marcu. Gdy ogłoszono pierwszy lockdown, czyli zamknięcie gospodarki, parków, lasów, placów zabaw i grani okazało się, że jest problem. A nawet kilka.

Pierwszym poważnym problemem okazał się brak pracowników sezonowych zza granicy. Zamknięte granice, zatrzymały ludzi chętnych do pracy w rolniczych gospodarstwach w ich krajach.

Kłopoty z zatrudnieniem pracowników sezonowych opóźniły wiele prac rolniczych.

Wiosenne zamknięcie gospodarki, ale także obecne, jesienno-zimowe obostrzenia w wielu dziedzinach życia spowodowały, że wielu z nas przekonało się, że cała gospodarka i rolnictwo to naczynia połączone.

Zamknięcie szkół i przejście na naukę zdalną spowodowało, ze szkolne stołówki i zakłady zajmujące się cateringiem zaprzestały zakupów żywności. Podobnie podziałało przejście na zdalną pracę w wielu urzędach. Do kłopotów rolników dołączyły zamknięte restauracje. Nagle okazało się, że mięsa drobiowego, wieprzowego, ale także ziemniaków, warzyw nie ma gdzie sprzedać.

Zamknięci w domach mieszkańcy miast, którym ograniczono możliwości zarabiania na możliwość  ,przetrwania”’ zaczęli kupować jedynie najpotrzebniejsze artykuły. Możliwość handlu, w tym handlu produktami rolniczymi znacznie zmalała.

Wyborczemu lipcowi zawdzięczamy poluzowanie ograniczeń gospodarczych. Letnia turystyka pomogła zmniejszyć straty branży gastronomicznej, a przy okazji dała nadzieję na przywrócenie rynków dla produktów rolnych. Poluzowanie wolności gospodarczej trwało jednak krótko. Od kilkunastu tygodni restauracje znów są zamknięte, szkoły zamknięto, a uczniowie i wielu pracowników biurowych pracuje zdalnie. Sytuacja się powtórzyła i… tym razem w większości regionów na wiele tygodni. Jak bolesne dla produkcji rolniczej mogą być takie odgórne zakazy prowadzenia działalności gospodarczej w gastronomii przekonali się hodowcy drobiu w Wielkopolsce, którzy na przełomie listopada i grudnia sprzedawali kurczaki rzeźne w cenie poniżej 2 złotych za kilogram.

Pandemia i spowodowane nią ograniczenia swobody gospodarczej bez ogłoszenia stanu nadzwyczajnego jeszcze się nie skończyły. Zapewne jeszcze nie raz zostaniemy zaskoczeni decyzjami rządu. Jednak takie decyzje powodują, że zaczynamy rozumieć, że mieszkańcy miast i mieszkańcy wsi to jedna wielka rodzina. Jeśli będą miejsca pracy w miastach, ludzie będą mieć pieniądze na zakup nawet bardziej luksusowych produktów rolniczych. Szansą jest to, ze zaczynamy widzieć, że dobrobyt mieszkańców wsi zależy od dobrobytu mieszkańców miasta i to może być jeden z nielicznych plusów, jakie przyniosła nam w 2020 roku pandemia COVID-19.

Źródło

2020-12-29T14:07:17+01:0001.02.2021|
Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie oraz akceptujesz postanowienia polityki prywatności Zgoda