Czy wiecie, że na polu przy niestarannym zbiorze może pozostać nawet 100 tys. bulw ziemniaków, a z każdej z nich w przyszłym sezonie może potencjalnie rozwinąć się roślina, która wyda nawet 20 bulw potomnych?! Problem narasta od kilku sezonów. Wcześniej w większości sprawę załatwiał mróz i zima. Jednak ocieplenie klimatu z łagodnymi zimami, mają i taką ciemną stronę. Problem polega na tym, że nie możemy polegać tylko na herbicydach i zwalczaniu w łanie kolejnych upraw, ponieważ z jednej strony mamy ograniczone możliwości rejestracyjne, a z drugiej samosiewy ziemniaków to twardzi zawodnicy, na dodatek wschodzą na raty i są bardzo ekspansywni. Nie wystarczy tylko jeden zabieg. Najczęściej trzeba go łączyć z zabiegami mechanicznego zwalczania chwastów. Czasami sprawę samosiewów ziemniaków załatwiała stonka ziemniaczana, ale jeśli rośliny zawiązały bulwy potomne – problem i tak pozostanie. Nie jesteśmy jednak do końca bezsilni. Już jesienią począwszy od zbioru przez uprawę gleby, może ograniczyć presję tych potencjalnych, niechcianych chwastów. Celem jest, aby w jak największym stopniu ograniczyć straty bulw podczas zbioru oraz tak uprawić glebę jesienią, aby na jej powierzchni pozostało jak najwięcej bulw, licząc na to, że mróz, choroby, szkodniki i pogoda zniszczyły ich jak najwięcej.
Autor